Poprzednia lokacja: http://www.riseofshinobi.pun.pl/viewtop … d=1308&p=2
Rozwój cechy A1 Szybkość - 4 dawki (2 godziny)
Wytrwałość: 4/5
Po kilku minutach wyrwana z zamysłu, spojrzałam się na zepsuty zegarek leżący na podłodze. Chwyciłam go w lewą dłoń i ruszyłam w kierunku placu treningowego, zastawiając za sobą tradycyjnie otwarte okno. Po około 15 minutowej podróży dotarłam na miejsce. Stanąwszy na samym środku lokacji, przymknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew okolicznych ptaków. *Khee!! Taki piękny dzień, że aż szkoda go marnować na bezczynne siedzenie w domu. Koniec końców... na początek trening, a później zajęcia w akademii, no cóż jedno jest pewne... będzie ciekawie* - uśmiechnęłam się przeciągając wzdłuż i szerz. Następnie podeszłam pod kosz na śmieci, do którego z kolei wrzuciłam zegarek spoczywający w mym ręku.
-No dobra, więc może potrenuję sam sprint... aczkolwiek przydałoby się tu wyznaczyć jakąkolwiek trasę... - rzekłam sama do siebie rozglądając się dookoła. Po chwili spostrzegłam patyki porozrzucane na całym placu. Nie szczędząc czasu od razu zaczęłam je zbierać, a następnie utworzyłam z nich 3 bieżnie, wbijając patyki w ziemię mniej więcej półtora metra od siebie. Owe bieżnie mierzyły sobie prawie że całą szerokość placu treningowego, chociaż początkowy zamiar był nieco inny, aczkolwiek lepszy rydz niż nic. Dumna stanęłam naprzeciw tej pierwszej, uważnie się jej przyglądając. *Może nieco trochę krzywa, ale na trening się nada.* - rozmyślałam przeprowadzając rozgrzewkę dolnych partii mięśni. Po około 15-sto minutowej intensywnej rozgrzewce, rozpoczęłam bieg. Pierwsze 4-ry sprinty poszło gładko (tam i z powrotem, łącznie 8-siem biegów), jednakże podczas piątego poczęłam odczuwać skutki siniaków oraz 2-ch poprzednich treningów. Mimo to, nie zatrzymywałam się i cały czas starałam się utrzymać równe tempo. Biegałam tak jeszcze przez dobre 2 godziny (zmieniając bieżnię, co 30 minut), z minuty na minutę coraz to bardziej słabnąc. Reasumując w sumie wykonałam 100 sprintów, z czego ostatnią 20-stkę ostatkami sił. Runąwszy na ziemię, doczłapałam się do pierwszego lepszego pniaka na którym spoczęłam na jakieś 15 minut. *Huh... no to dziś dałam sobie niezły wycisk... jednakże... czego się nie robi dla zdrowia* - wyszczerzyłam się, kierując głowę ku błękitnemu niebu. Kiedy już tylko poczułam napływ energii, powstałam i ruszyłam spokojnym krokiem w stronę akademika.