Minęło wiele czasu odkąd zagrzałem gdzieś miejsce, moje ubranie było znoszone, brudne i poobdzierane. Wielomiesięczna tułaczka w poszukiwaniu odpowiedzi, wiedzy i własnego celu nie przyniosła żadnych efektów, może nawet zrodziła więcej pytań. Prawda była taka, że wróciłem do punktu wyjścia, nie dowiedziawszy się niczego i nie uczyniwszy żadnych postępów. Minione dni zlewały mi się w całe tygodnie, te z kolei w miesiące, nie umiałem określić jak długo żyłem w odosobnieniu, nie wszystko pamiętałem, byłem zmęczony. Zmęczony tułaczką trwającą chyba około roku, nie potrafiłem jednak dokładnie tego określić. Zwiedziłem w tym czasie mnóstwo miejsc i chociaż unikałem większych wiosek, przemierzyłem wiele krain, mijałem granice kolejnych państw w poszukiwaniu wiedzy, nigdzie jednak nie zagrzałem miejsca. Za każdym razem gdy kogoś poznawałem, jak zdobywałem kolejne zbędne informacje, następnego ranka już mnie nie było okolicy i nikt więcej o mnie nie słyszał, nie zostawiałem śladów, nie nawiązywałem kontaktów, byłem jak duch. Ta podróż wiele we mnie zmieniła, minęły dawne obawy i lęki, potrafiłem kontrolować swoje emocje, a moje spojrzenie bywało zimne i surowe, stałem się oszczędny w słowa. Samotność nauczyła mnie cierpliwości i pokory, ale wiedziałem, że nie mogę tak dłużej się błąkać. Musiałem powrócić i zacząć żyć dawnym życiem. Każdy dzień wędrówki coś we mnie zabijał, znikała cząstka mnie, zastępował ją mrok, uczucie pustki. Nie akceptowałem tego i nie mogłem na to pozwolić, potrzebowałem innych ludzi, łaknąłem ich kontaktu. Musiałem doprowadzić się do porządku, coś zmienić. Wyglądałem jak włóczęga, moja twarz była zmęczona, a oczy chłodne. Spojrzałem przed siebie, obserwując słońce wschodzące nad koronami drzew, którego promienie odbijały się na mojej twarzy. To miał być nowy początek.
Trening Wytrwałości (1/2), Szybkość
Przetarłem dłonią twarz i zacząłem biec przed siebie, chciałem zostawić wszystko w tyle. Oczyszczając umysł z myśli, biegłem ile tylko miałem sił w nogach, gdy dotarłem do granicy drzew, wskoczyłem na pierwsze z nich i szybkimi skokami przemieszczałem się dalej, nie zwalniając. Raz po raz wbijałem się z kolejnych gałęzi, zostawiając za sobą jedynie szelest liści. Kolejne metry mijały, byłem wpatrzony w punkt przed sobą, skupiałem się na nieistniejącym celu, który ciągle się oddalał. Dookoła mnie panowała cisza poranka, starałem się gonić lekki wiatr, który poruszał delikatnie gałęziami. Biegłem tam długo, sam nie umiałem określić ile minęło czasu. Długa wędrówka przez miniony rok była bogata w tego typu podróże, było to dla mnie codziennością, więc nie sprawiało mi to trudności. Po niemal godzinie biegu zatrzymałem się gwałtownie na jednym z drzew. W tym miejscu las był rzadszy, więc lekko zeskoczyłem na ziemię, gdzie stanąłem na chwilę wsłuchując się w odgłosy lasu.