Wyprowadziłem ostatni cios i stanąłem na prostych nogach. Mimo słomy ręce zaczęły mnie już boleć, mimo wszystko kilka razy trafiłem w mniej osłonięte miejsce, a drewno raczej miękkie nie było. Nie będę się jednak rozczulać trzeba się zahartować. Potrzepałem dłońmi jakbym chciał strzepać wodę i przeszedłem do kolejnego etapu czyli kopniaków. Zacząłem standardowo od wyprowadzenia zwykłego kopniaka z przodu, po czym powtórzyłem ruch drugą nogą. W następnym ruchu cios nadszedł z boku, a ja przechyliłem się niemal do poziomej pozycji. Uderzyłem kilka razy dość szybko zginając nogę w kolanie i stanąłem pewnie na ziemi. Powtórzyłem to samo drugą nogą stając pewnie na ziemi. Kolejny cios wyprowadziłem już prawą nogą, robiąc przy tym pół obrót, a sam cios by o wiele mocniejszy niż ten przed chwilą. Problem tylko taki,że sam straciłem równowagę i musiałem asekurować się rękami. To mnie jednak nie zniechęciło i kontynuowałem dalej.

Ostatni raz... nie jeszcze raz... i jeszcze... jeszcze 5 uderzeń i koniec... dobra 10 wystarczy... na serio starczy...a może jeszcze tak z innej strony ? Wciągnąłem się na tyle, ze straciłem upływ czasu. Oderwałem się na chwilę od pala i spojrzałem w niebo. Już ta pora? A przed chwila słońce było tak wysoko... Trudno szykuje się nocny trening, najwyżej będe tu nocować.
Odsunąłem się kilka kroków od pala i stanąłem do niego bokiem. mam dość zadawania ciosów. Wyobraziłem sobie jakiegoś przeciwnika, bo klony były bezużyteczne i zacząłem się bronić przed atakami wymyślonego wroga. Na pierwszy rzut poszedł zwykły unik, zaraz po nim skrzyżowałem ręce nad głową. na sam koniec przykucnąłem i spróbowałem zrobić obrót z wyprostowana nogą, ale mi nie wyszło. Westchnąłem i powtórzyłem sekwencję ruchów.

Gałąź czakry
Trening cechy A2 - kontrola czakry

Poczłapałem się do "swojego" drzewa w zagajniku na którym wczoraj ćwiczyłem, wcześniej zabierając swoja kurtkę i zarzucając na siebie. Ile dam radę wytrzymać tyle będę ćwiczył. Wypiłem kilka łyków wody i odstawiłem ją na bok by nie przeszkadzała. No to czas się pobawić.
Tym razem darowałem sobie  siedzenie w bezruchu bo prędzej bym usnął jak coś zdziałał. Skupiłem swoja czakre na stopach, ale zanim pobiegłem spróbowałem ja trochę bardziej zagęścić. Gdy poczułem,z ę jest tak jak chcę ruszyłem biegiem w stronę pnia drzewa. Ku mojemu zaskoczeniu odniosłem wrażenie, ze idzie mi ciężej jak wczoraj. Wbiegłem na pień, przy dwóch pierwszych krokach pomógł mi rozpęd, ze cztery kolejne to sprawa czakry. Więcej nie dałem rady i grawitacja mnie dopadła.
Chyba zaczynam to lepiej pojmować - pomyślałem. Wróciłem na start oznaczony pojemnikiem z wodą i znów skupiłem swoja czakrę.
Ale za szybko się rozpraszam - pomyślałem mimochodem. Skupiłem się jeszcze bardziej na swoich stopach, napiąłem mięśnie i... runąłem jak długi. Chyba czakra zadziałała, bo gdy chciałem się ruszyć z miejsca to poczułem jakby mnie coś trzymało. Na szczęście upadek mnie zdekoncentrował.
No pięknie masz rewelacyjną kontrole - mruknąłem do siebie. Ale przynajmniej działa - dodałem w myślach zbierając się z trawy. Podjąłem kolejną próbę.

Mimo wysiłku nic nowego nie wychodziło. Dobiegałem do tego samego miejsca po czym nie miałem sił i musiałem wracać na ziemię. szkoda, że nie miałem żadnego kunai przy sobie, albo czegokolwiek co pozwoliło by mi oznaczyć miejsce do którego dobiegałem. Dobra ostatni raz. Czakra na stopy... ok jest, no to lecimy.  Kawałek sprintu po ziemi i raz...dwa...trzy...cztery... i znów chyba to samo miejsce. Złapałem się gałęzi i tak sobie zawisłem. Szkoda,z ę było już ciemno niewiele widziałem, ale wydawało mi się, ze mogło być wyżej jak wczoraj. Złapałem ręką cieńszą gałąź i nadłamałem, jutro będę wiedzieć przynajmniej dokąd udało mi się dobiec. Zeskoczyłem na ziemię, otrzepałem się, wypiłem wodę i poczłapałem się zmęczony w stronę akademika. Mam nadzieję, ze nie odczuje za bardzo efektu tego treningu...

Spoiler:

Start: 19.37
Koniec: ~ 22.10
łączny czas: ok 150 min ( chyba)
Walka wręcz 5 postów, kontrola czakry 3
Na więcej postów użytkownik nie ma sił.